niedziela, 5 października 2014

Rozdział 1

- Śmierć... Czy ona nie jest piękna? - uśmiechnął się Kangjun, bawiąc się jednym ze swoich sztyletów. Younghoon siedział w fotelu, a brat Kangjuna - Myoungjo - stał na balkonie z szerokim uśmiechem.
- Bracie.. przestań w końcu. Ciągle tylko mówisz o tym. Czy ty masz jakieś inne zainteresowania prócz tych swoich noży i opowiadaniu o śmierci? - chłopak wrócił z balkonu, łapiąc się pod boki.
Wyglądał trochę jak dziewczyna. Tak też z resztą się zachowywał.
- Uwielbiam chodzić po sklepach w poszukiwaniu.. jak ty to tam nazwałeś? Ah, noży, tak. Kocham je kupować.
- Och, jesteś taki nieznośny, braciszku.
- Younghoon? - Kangjun spojrzał na zamyślonego chłopaka - Younghoon? - ten nadal nie reagował - Co z nim?
- Ach, źle się za to zabierasz. Echem. Hoonnie~
- Jeszcze jedno słowo i przez przypadek zlecisz z balkonu - warknął chłopak, siedzący w fotelu.
- Widzisz? To zawsze działa! Co się dzieje, hyung?
- Tamten chłopak, którego prawie potrąciliśmy... Aish, nie mogę przestać o nim myśleć.
- Huh? Dlaczego, hyung?
- Jego oczy... były takie.. pełne smutku i gniewu.. Piękne.
- Przecież lubisz patrzeć jak inni cierpią.
- Wiem, ale to było coś innego.. Muszę go odnaleźć, a wy mi w tym pomożecie.
- My? - bracia spojrzeli po sobie.
- Wy. Wiecie jaki jest mój ojciec.. Jakby zareagował gdyby się dowiedział, że szukam chłopaka z ulicy.
- No w sumie racja, ale.. Co my mamy zrobić? - zapytał Myoungjo.
- To ty jesteś tym co ulega. Widziałeś tamtego chłopaka. Znasz się na tym.
- A co to ma do tego czy ulegam czy nie?
- A tamten jak wyglądał?
- Aaa! Hmm... - chłopak zamyślił się, a drugi z braci podszedł do Younghoona.
- Po co tak właściwie chcesz go znaleźć, co?
- Tym się już nie musisz interesować.
- Hyung...
- Mam coś! - wykrzyknął chłopak.
- Hm?
- Pamiętasz skąd wracaliśmy zanim prawie potrąciliśmy tamtego chłopaka?
- No pamiętam.
- Naprzeciwko tej ulicy jest spokojna dzielnica. Kawiarnie, kwiaciarnie, drobne tanie restauracje. Zapewne w tamtą stronę szedł. Może do pracy?
- O.. Faktycznie.
- Możesz iść tam i go poszukać.
- A jeśli tam nie pracuje? Ludzie zaczną plotkować. Wiesz, że to okolica biedaków.
- Ludzi mniej zamożnych od nas chciałeś powiedzieć.
- Co za różnica? Biedak to biedak.
- Aish, ale ty jesteś.. - westchnął Myoungjo, łapiąc się za głowę - Mamy zawołać kierowcę, by cię zawiózł?
- Nie, dzięki. Pomiziajcie się a ja sobie poradzę. - Younghoon spojrzał na braci i machnął ręką, wychodząc z ich domu. Przy okazji zadzwonił do swojego lokaja każąc mu osobiście po niego przyjechać. Chłopak nie czekał długo. Seong nigdy się nie spóźniał.
- Witam Paniczu - mężczyzna ukłonił się, otwierając drzwi samochodu przed chłopakiem.
- Zawieź mnie na tamtą spokojną dzielnicę gdzie wczoraj na skrzyżowaniu prawie potrąciliśmy tamtego chłopaka - powiedział bez zastanowienia, wsiadając.
- Tak jest, Paniczu - Seong zatrzasnął drzwi i usiadł za kierownicą, po czym ruszył. Nie minęło kilka minut, a mężczyźni już znaleźli się na miejscu. Younghoon wysiadł i rozejrzał się.
- Rzeczywiście bieda - mruknął pod nosem.
- Paniczu - zaczął lokaj - O której mam po Panicza przyjechać?
- Dam ci znać. Jakby ojciec się pytał to nie wiesz gdzie jestem.
- Tak jest.
Chłopak jeszcze raz się rozejrzał i ruszył przed siebie. Rozglądał się, zaglądał przez szyby do różnych lokali i błądził, szukając nieznajomego chłopaka.
- Może skusi się pan na szklaneczkę kompotu? - jakaś starsza kobieta zaczepiła Younghoona, ale on ją wyminął bez słowa.
- Ech.. gdzie jesteś? - westchnął po chwili nadal się rozglądając.
- Miłego dnia. Zapraszamy ponownie! - chłopak pomachał małej dziewczynce, która trzymała w rączce uroczy bukiecik i odchodziła wraz z mamą.
Po chwili Younghoon rozpoznał tego chłopaka. To ten sam z wypadku. O pięknych, czarnych, smutnych oczach i lśniących czarnych włosach.
- Znalazłem cię.. - starszy uśmiechnął się lekko pod nosem i ruszył w stronę kwiaciarni. Gdy znalazł się przed, poprawił i wszedł dopiero wtedy do środka.
- Dzień dobry. W czym mogę po... - Seyonga zamurowało - Co ty tu robisz?
- Rozglądam się - odpowiedział Younghoon beznamiętnie.
- Co ty robisz w tej dzielnicy? - poprawił się młodszy chłopak, zerkając przez ramię. Za nim stała urocza  blondynka, która im się przyglądała.
- Możemy porozmawiać na osobności? - spytał starszy.
- Um. To jakaś wielka tajemnica?
- Nie lubię rozmawiać w towarzystwie osób trzecich.
- Hana to moja przyjaciółka. Mów o co chodzi albo wyjdź.
- Chciałem.. prze.. przep..
- Co? Przeprosić?
- Tak, dokładnie. Za tamto na ulicy.
- Um. Daj sobie spokój i po prostu stąd idź.
- Ej! Nie po to wlokłem się przez dzielnice biedaków by tylko to usłyszeć!
- Biedaków? -  młodszy zmarszczył brwi - Skoro tak ci przeszkadzamy to zabieraj swoją drogą dupę i się tu więcej nie pokazuj.
- Przyszedłem w dobrych intencjach.
- Tak? Powiem ci coś...
- Zaczekaj. Zanim się rozgadasz wiedz, że na serio jest mi głupio za wczoraj. P-przepraszam.
- Chcesz bym ci wybaczył?
- Tak jakby.
- Umiesz coś? Czy tylko nadajesz?
- Umiem dużo rzeczy!
- Więc spotkajmy się jutro na skrzyżowaniu o 7:00. Tam gdzie mnie prawie rozjechałeś.. - uśmiechnął się pod nosem Seyong.
- Po co?
- Zrobisz coś dla społeczeństwa i będziemy kwita.
- Uch... z-zgoda.
- Świetnie! - młodszy od razu się rozpromienił - To ja wracam do pracy.
- Uhm - starszy wyszedł z kwiaciarni i wykonał telefon do Seonga. Idąc ulicą w stronę krzyżówki, rozmyślał nad tym co się stało. Uśmiechnął się. Jego uśmiech był piękny i delikatny , a zarazem taki radosny. I te oczy.. te pełne smutku oczy jakoś się rozweseliły - Wiesz, Seong - zaczął chłopak, wsiadając do limuzyny - Zawsze lubiłem patrzeć jak inni cierpią, ale w tym przypadku nie umiem tego robić.
- Czy to dobrze, Paniczu? To jakieś nie w Panicza stylu - powiedział mężczyzna, zapinając pas.
- Też mnie to zastanawia. Ten chłopak emanuje jakąś pozytywną i ciepłą energią.. To aż dziwne. Ale bardzo ciekawe. Seong, jutro o 7:00 muszę być tu na skrzyżowaniu. Każ mnie obudzić o 5, albo... sam mnie obudź.
- Czy wystarczy Paniczowi godzina i 45 minut na wyszykowanie się?
- Masz rację. Obudź mnie o 4.
- Tak jest, Paniczu.
Younghoon uśmiechnął się i wpatrywał w widoki za szybą. Kolejny dzień zapowiadał się na baardzo miły dzień.

3 komentarze:

  1. No nie mogę. Błagam. ON. ZROBI. COKOLWIEK. DLA. SPOŁECZEŃSTWA. NIE WIERZĘ XDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże.. uwielbiam to *-* i Ciebie też :* <3 świetnie piszesz! <3 zazdroszczę wyobraźni~ <3
    Hwaiting! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. "- Śmierć... Czy ona nie jest piękna? - uśmiechnął się Kangjun, bawiąc się jednym ze swoich sztyletów. " No, no. Śmierć jest na swój sposób piękna, ale to nie czas na to, bym się teraz na ten temat wypowiadała. Świetny początek rozdziału.
    Później mnie już nieco rozczarowałaś. Za krótki ten rozdział i mało opisowy. Akcja dzieje się dla mnie za szybko. Ich rozmowa w kwiaciarni również mnie nie uszczęśliwiła. Rozmawiali ze sobą tak, jakby znali się już jakiś czas, a tak chyba nie jest. Rozumiem, że ten poszkodowany był zdenerwowany, ale no, dla mnie nie bardzo. Wątek, że zrobi coś dla społeczeństwa - ciekawy pomysł. Widać, że ten biedniejszy martwi się o innych, ale to, że mój ulubieniec tak szybko się na to zgodził jest dziwne. Mogłaś bardziej opisać jego myśli, wewnętrzne kłótnie, za i przeciw. Pokazałoby to wtedy, jakim jest człowiekiem.
    Weny, i mykam dalej.

    Blackey.

    OdpowiedzUsuń